SNM

Zmiana siedziby SNM2023-10-29

więcej »

Wielkie podziękowania dla Pani Haliny2023-07-11

więcej »

Zmarł Zbigniew Ciechan2021-02-03

więcej »

zobacz wszystkie aktualności

Newsletter

Podaj nam swój e-mail, jeśli chcesz otrzymywać aktualności

Wychowanie Muzyczne » Czytelnia » Jak tu żyć, nauczycielu muzyki? Jak żyć?

Jak tu żyć, nauczycielu muzyki? Jak żyć?

Autor:

artykuł z numeru 1/2014

 

Na początku stycznia otworzyliśmy facebookowe koło Sympatyków „Wychowania Muzycznego[1], które jest miejscem wzajemnego poznania, integracji, wymiany myśli i komentarzy, promowania swoich osiągnięć, ale i kreowania wydarzeń związanych z muzyką i edukacją. W dyskusjach tu prowadzonych przewija się wiele wątków – zapraszamy do zapoznania się z nimi wszystkich zainteresowanych, w numerze zaś publikujemy wybrane fragmenty debaty na temat warunków pracy nauczycieli muzyki.

 

 

Ewa Bieniek:

Pracuję w sześciu szkołach w swoim mieście i sąsiedniej gminie. Cały czas zmagam się z organizowaniem uroczystości. Dzięki dyrektorowi jednej ze szkół oraz wsparciu miasta prowadzę jedyny chór szkolny w tej okolicy, w każdej szkole zespół wokalny, zespół instrumentalny... Małe szkoły wiejskie posiadające po jednej klasie z każdego rocznika są na granicy opłacalności dla gminy. Wójt ciągle straszy zamykaniem ich, a oszczędności na wszystkim są widoczne gołym okiem. Ja dostrzegam jeszcze jeden problem: Kto uczy muzyki??? Kto uczy muzyki w waszej okolicy?

 

W moim mieście jest siedem szkół (bez licealnych, gdzie muzyki w ogóle nie ma) i w gminie obok jest siedem szkół. Ilu jest muzyków z pełnym wykształceniem??? Trzech!!! Dwie moje koleżanki pracują w dwóch szkołach, ja w sześciu, a reszta to plastycy, katecheci itd. Jak zatrudnić nauczyciela na cały etat, jeśli w szkole są trzy godziny muzyki, a na pozalekcyjne zajęcia nikt nie chce dać ani grosza??? Często żeby utrzymać jakiekolwiek życie artystyczne, pracuje się społecznie... O czym tu mowa?... To jest frustrujące, ale takie są fakty... Czy to tylko u mnie???

 

Edyta Czernecka:

Uczę muzyki w dwóch szkołach; pani dyrektor jednej z nich pragnie, bym czasami bywała w obu placówkach jednocześnie. Zakończenie roku szkolnego, jasełka w przeddzień przerwy świątecznej czy zwykła konferencja – mam być i już! I nieważne, że w tym czasie pracuję w drugiej szkole – obecność obowiązkowa. Argument, że nie potrafię poddać się bilokacji, do niej nie dociera.

 

Udałam się ostatnio do Wydziału Oświaty, żeby dowiedzieć się jedynie, co mówią o tym przepisy. Pani „kadrowa” stwierdziła, że rozumie panią dyrektor, że chce mnie mieć w szkole na zakończeniu roku i w ostatni dzień przed świętami – no bo kto ma grać? No kto? Nie docierały do niej argumenty, że mam podpisaną umowę o pracę w tym czasie w drugiej szkole i wobec niej także muszę wywiązywać się ze swoich obowiązków. Na zakończenie rozmowy (przypomnę, że prosiłam o stanowisko prawne) usłyszałam propozycję rozwiązania mojego (czy na pewno mojego?) problemu: „A to nie można zrobić zakończenia w jednej szkole w piątek, a w drugiej w sobotę?”.

 

Tak właśnie traktuje się nauczycieli muzyki – świątek, piątek i niedziela. Popołudniowe wieczornice, sobotnie koncerty i niedzielne festyny. W moim przypadku bez pytania, czy mogę, czy chcę, czy mi pasuje. A wyposażenie? Od października (a jest styczeń) nie mogę na lekcjach w pełni realizować działu „śpiew”, gdyż w październiku zepsuł się trwale naprawiany dwa lata temu przez mojego męża (mąż nie pracuje w szkole!) zasilacz do keyboardu. Jest styczeń. Mąż naprawić nie umie, bo się już nie da. Zatem pozostaje śpiew tylko a cappella (odmawiam korzystania z podkładu nagranego na płycie do nauki śpiewu!). W drugiej szkole rozstrojone, zdezelowane pianino do kapitalnego remontu. Ale ty, człowieku, ucz! Hitem był scenariusz na Święto Niepodległości z 14 piosenkami do nauczenia i z argumentem „Bo tak ładnie dzieci śpiewają”. Faktycznie, śpiewają ładnie, ale jak tu nauczyć 14 pieśni w dwa tygodnie? A tyle dostałam czasu. Koleżanki nie rozumieją, że piosenka to nie wierszyk, którego można nauczyć się samodzielnie w domu.

 

Marzę – marzę! – by zatrudnił mnie Wydział Oświaty, a nie każda ze szkół osobno, bo wtedy w razie (tfu!) wypadku podczas podróży na łeb, na szyję z jednej szkoły do drugiej  dostałabym chociaż odszkodowanie, jako że zdarzyłby się on w drodze do pracy!! A tak – nic, tylko frustracja. Marzę o tym, bym mogła swobodnie animować życie kulturalne szkoły i miejsca, w którym funkcjonuję – ale nie w taki sposób, w jaki dzieje się to do tej pory! Nie za połowę pensji (bo zatrudniona jestem na dziewięć godzin), a za godziwe wynagrodzenie. Wtedy nauczyciel muzyki byłby animatorem dla lokalnej społeczności, a nie frustratem łapiącym wszystko, co mu wpadnie w ręce, byle dotrwać godnie do końca miesiąca.

Marzę…

 

A dyrektorzy? Wolą zatrudnić osobę na pół etatu (oby!) i nie patrzą na jej wykształcenie czy predyspozycje, byle ktoś im zagrał na uroczystości!

 

Ryszard Popowski:

Obserwuję od blisko 40 lat (!) upadek powszechnej edukacji muzycznej. Czytamy w postach: „pracuję w trzech szkołach”… Zacząć trzeba od początku: nauczyciel muzyki to człowiek kultury muzycznej i szeroko rozumianej kultury. Takich ludzi jest niewielu, niewielu w porównaniu do innych specjalności. Ich praca obejmuje też rodziców i okolice szkoły, dzielnicę, miejscowość. Dlatego o nauczycielu muzyki należy myśleć inaczej niż o typowym nauczycielu przedmiotowym. To osoba o wyróżniającej się pozycji zawodowej. To człowiek kultury, często artysta, na ogół też niezwykła osobowość. Jeżeli edukacja kulturalna ma się spełnić, musi – musi! – zostać uwolniona od dogmatu dozwolonej w siatkach godziny.

 

Wprawdzie nie jest to teraz prawnie możliwe, ale przy uwolnieniu programów wychowawczych szkoły – a to wydaje się prawdopodobne – można pomyśleć, że szkoła zawiera z nauczycielem kontrakt na edukację kulturalną w obszarze kultury muzycznej traktowanej jako program wychowawczy. Wtedy taki nauczyciel w ramach kontraktu zajmuje się wszystkimi uczniami w szkole, również małej: wspiera edukację w klasach 1–3, prowadzi zespoły artystyczne, chętnych uczy gry na instrumentach, współorganizuje życie kulturalne szkoły. Odpowiada za edukację kulturalną wszystkich uczniów w szkole. Jaki inny specjalista ponosi taką odpowiedzialność? No dobrze – fantazja – ale świat bardzo szybko się zmienia – szkoła też musi. (...)

 

Proszenie o godziny nic nie dało przez 40 lat. Czas ponownie określić status zawodowy nauczyciela muzyki. (...) Może: człowiek kultury – artysta wychowawca. Mała szkoła – 120 dzieci – za mało dzieci? 120 dzieci to za mało, by zatrudnić dla nich nauczyciela muzyki? Piszę to i patrzę prosto w oczy – komu?

 

Edyta Czernecka:

W jednej szkole mam dziewięć godzin, próbowano mi wciskać wychowawstwo („Bo ty taka dobra jesteś i w ogóle”) i dano mi odczuć absolutny brak zrozumienia, że praca w drugiej szkole to nie fanaberia, a konieczność. A za te dziewięć godzin powinnam dać z siebie wszystko – świątek, piątek i niedziela. Nie dożyję czasów, gdy nauczyciel muzyki w dużym mieście będzie animatorem kultury w lokalnym środowisku, będąc przez szkołę zatrudnionym. To utopia.

 

Agata Kułakowska:

Najpierw pracowałam w dwóch szkołach, a teraz (po wielkiej batalii, żeby uchronić moją główną szkołę przed zamknięciem, i po tym, jak przeszło do nas grono pedagogiczne z sąsiedniej zamykanej szkoły) pracuję w świetlicy, a muzyki uczy pani po „sztuce” (magister ASP). Na pocieszenie jednak mam to, że i tak na terenie szkoły kojarzę się z muzyką, bo nie umiem być niemuzykiem.

 

Iwona Szwaj:

Jestem nauczycielem muzyki od 20 lat, obecnie również i plastyki – nie męczy mnie to, bo lubię plastykę, gorzej jednak, że pracuję również w bibliotece.... Prowadzę oczywiście zespoły wokalne, solistów, staram się reanimować zespoły instrumentalne. (...) Przekonanie nawet najbliższego środowiska o znaczeniu naszej pracy wcale nie jest łatwe. Powszechnie panuje opinia, że piosenki każdy może nauczyć, a nuty nikomu w życiu się nie przydadzą. Większość ludzi uważa, że przygotowanie zespołu śpiewającego choćby w dwugłosie to żaden wysiłek. (...) Dlatego między innymi w nauczaniu początkowym muzyki nadal uczą wychowawcy. Do angielskiego potrzebny jest specjalista, a na muzyce zawsze jakaś płyta się znajdzie.

 

Maciej Kołodziejski:

Ale mówimy o edukacji muzycznej, która jest: interakcyjna, świadoma, celowa, planowa! Wymaga kompetencji muzyczno-warsztatowych, a nie technicznych (włączenie CD odtwarzacza). Czas skończyć ze stereotypem nauczyciela muzyki, który obsługuje głośniki i mikrofony na imprezach szkolnych! Stop!!! Nauczyciel muzyki to pedagog i wychowawca, który ma uczyć muzyki, a nie o muzyce! Najważniejsza jest aktywność muzyczna, zarówno na lekcji, jak i na zajęciach pozalekcyjnych! Muzyka jest dla wszystkich, a nie dla wybranych! To edukacja – wychowanie i kształcenie rozumiane jako proces!

 

Agata Kułakowska:

Jak długo będzie przyzwolenie na CD w roli nauczyciela piosenek tudzież mechaniczny akompaniament? Jak długo jeszcze muzyki będzie mógł uczyć nauczyciel grający jednym palcem na keyboardzie?

 

Maciej Kołodziejski:

Problem nie tylko w tym, jakie ma kompetencje nauczyciel, ale także w tym, jak pracuje. Jakie reprezentuje wartości muzyczne (disco-błysco czy coś na wyższym poziomie?), co preferuje sam jako uczestnik i twórca kultury (jaką lubi muzykę, bo jak coś lubi, to i to preferuje, a jak coś preferuje, to prezentuje to uczniom – i właśnie pytanie brzmi: co? (...) Kolejna sprawa, to jakie formy/treści edukacji muzycznej dominują – życie pokazuje, że głównie śpiew i słuchanie muzyki! Wciąż brakuje twórczości i improwizacji, a dzieci w domach siedzą przy komputerach – zatem brakuje ruchu!

 

Agata Kułakowska"

Ode mnie przez całe lata wymagano tylko śpiewu. Dyrekcja chciała mieć rozśpiewaną szkołę – OK, ale bez przerwy proszono mnie o uczenie dzieci piosenek biesiadnych. Zatem kolejny aspekt (niestety, w naszych czasach nie do zbagatelizowania) to oczekiwania „góry”.

 

Maciej Kołodziejski:

Właśnie, oczekiwania na użytek ludyczny! A to nie „szafa grająca” na „imprezy”, lecz poważna edukacja, która przynosi określone korzyści dziecku (muzyczne i niemuzyczne).

 

Ryszard Popowski:

Każdy z postów opisujących praktykę, stan realny edukacji muzycznej jest bezcenny. „Pracuję w sześciu szkołach, nie jestem w stanie brać udziału w czterech uroczystościach jednocześnie” – każdy z takich postów można rzucić na stół negocjacyjny. Opisujecie świat, jakiego nie powinno być. A na pewno nie jest to świat kultury pracy. Proszę, namawiajcie znajomych nauczycieli muzyki do opisywania ich losów – te biografie to nasze argumenty. Praca w opozycji do środowiska („Znowu idą na koncert, marnują lekcje”), ubóstwo materialne (dzieci trzymają nuty na kolanach – to nie jest kultura gry, a zatem nie zgadzajmy się na nazywanie tego kulturą), prywatne inwestycje w środki nauczania i dziesiątki innych. Potrzebny jest ten obraz – do bólu realny. Potrzebujemy bardzo dużo takich wypowiedzi – żeby wytłumaczyć, mając liczne przykłady, dlaczego potrzebne są zmiany statusu zawodowego nauczyciela muzyki. (...)

 

Potrzebne są obszerne opisy absurdów wynikających z pracy nauczycieli muzyki w wielu placówkach; taki tryb pracy – jak czytamy w postach – uniemożliwia realizowanie życia kulturalnego. Potrzebne są liczne opinie dyrektorów szkół, którzy chcą mieć nauczyciela muzyki na wyłączność. Takich wypowiedzi trzeba bardzo dużo – możliwie dużo, setki. Wyobrażam sobie, że pięć tysięcy dyrektorów chce zatrudnić nauczyciela muzyki do organizacji życia kulturalnego szkoły na wyłączność – piątek, świątek i Dzień Babci. Potrzebujemy opinii takich dyrektorów. To oni mogą dźwignąć nasz status zawodowy – potrzebujemy poparcia tych osób, które nas zatrudniają.

 

Mirosław Grusiewicz:

Świetny pomysł Ryszarda – do realizacji od zaraz. Pozbierajmy opinie od dyrektorów z pieczątkami i podpisami (listy otwarte), gdzie to oni będą przekonywać na własnym przykładzie, że warto zainwestować w muzykę. I dalej rolą Stowarzyszenia (czasopisma „Wychowanie Muzyczne”) byłoby medialne nagłośnienie sprawy, porozsyłanie listów do szkół, kuratoriów, ministerstwa, jeżdżenie z tymi opiniami na zebrania z udziałem kuratora i dyrektorów szkół. (...)

 

Pozyskiwanie sprzymierzeńców dla naszych spraw jest rzeczą podstawową. W pewnym wymiarze temu ma służyć projekt LAM, ale przy obecnej jego koncepcji obejmie on maksymalnie 10 gmin (może powiatów), przy lepszym wydatkowaniu pieniędzy 15–20, będzie zatem wskazywać pewne rozwiązania metodyczne i systemowe, w tym również w zakresie integrowania społeczności lokalnych wokół edukacji muzycznej, ale nie stanie się receptą ogólnokrajową na nasze bolączki.